W niedzielę 25 października LKS Lubatowa rozegrał XII kolejkę gier o mistrzostwo klasy B. Nasza drużyna po raz kolejny nie stanęła na wysokości zadania i przegrała niespodziewanie z Głowienką 1:3.
["info w zakładce "więcej"]
To, że byliśmy faworytami spotkania z Głownieką nie ulega żadnej wątpliwości. Nikt nie pytał "czy" tylko "ile" nasz zespół strzeli bramek i dopisze kolejne 3 punkty. Wszystko wydawać się mogło było po naszej stronie, ale że nie raz najciężej się gra z takimi przeciwnikami sprawdziło się w dzisiejszym meczu.
Początek spotkania chaotyczny z obydwu stron, ale już od pierwszej minuty dało się zauważyć, że to nie będzie "spacerek" dla naszych. Ambitni gracze z Głowienki starali się jak mogli by w końcu przełamać fatalną passę meczów bez punktów. Kilka razy zakotłowało się pod naszą bramką, ale zazwyczaj na posterunku byli nasi defensorzy. W odpowiedzi próbowaliśmy uderzać z dystansu jednak w większości strzały były niecelne. Groźniej zrobiło się pod bramką Głowienki, kiedy to ładną akcję przeprowadził Tomek Kania z Michałem Zimą, ale ten ostatni trafił w bramkarza. W ok. 30 minucie za kontuzjowanego Maksa wszedł Kasprzycki. Gra nieco się rozruszała i po jednym z dograniu Bartka z bliskiej odległości Kania nie trafił z bliskiej odległości do bramki. Goście nie pozostawiali dłużni i swoich szans szukali głównie po stałych fragmentach gry. Po jednym z nich i niepewnej interwencji naszych graczy, zawodnik rywali przeniósł piłkę wysoko nad poprzeczką. W ok. 35 minucie tracimy kuriozalnego gola. Piłka "rzucona" w pole karne na jednego z gracza gości wydaje się padnie łupem wychodzącego z bramki Michała, niestety błąd w komunikacji i piłkę niefortunnie przecina Szymek Pernal, który pakuje ją do własnej bramki. Jeszcze rozpaczliwie futbolówkę próbował wybić Jarek, ale nie był w stanie tego zrobić. Do końca pierwszej połowy szukaliśmy swoich szans na wyrównanie, ale nic klarownego nie zrobiliśmy pod bramką przyjezdnych i przegrywaliśmy 0:1.
Od początku drugiej połowy na placu gry zameldował się Maciek Zając za Tomka Kanię. W 47 minucie ładną akcję z bocznego sektora Zając zakończył podaniem w pole karne do Łukasza Zimy, który został sfaulowany i mieliśmy "jedenastkę". Do piłki podszedł nasz bramkarz Michał i pewnym uderzeniem doprowadził do wyrównania. Od tego momentu sunęliśmy akcją za akcję na bramkę Głowienki i tylko fatalna skuteczność przeszkodziła nam w zdobyciu gola. Swoje okazje mieli m.in Kasprzycki oraz Kuliga, ale z bliskiej odległości fatalnie pudłowali. Kilka razy brakło ostatniego podania, kilka razy strzały były po prostu zbyt słabe na zaskoczenie bramkarza. Co się nie udało naszym, udało rywalom. Wrzutka z wolnego zakończyła się uderzeniem głową obrońcy Głowienki tak, że nasz bramkarz mógł tylko odprowadzić ten strzał wzrokiem. Do końca meczu pozostawało jeszcze ponad 20 minut, więc nasi mieli sporo czasu żeby doprowadzić do wyrównania, a nawet zdobyć trzecią bramkę, ale tego dnia po prostu "nam strzelać nie kazano". Trener postawił wszystko na jedną kartę i przesunął do przodu Kamila, a na plac gry desygnował Karola Kołodzieja w miejsce Dawida Kuligi. Skutków jednak nie było, choć Wiernasz po jednej z szybkiej akcji po prostu musiał dograć do Łukasza, ale źle trafił w piłkę i ta padła łupem bramkarza. W ok. 89-90 minucie przyjezdni wyprowadzili kontrę i ustalili wynik spotkania ładnym uderzeniem z szesnastego metra. W tym momencie stało się jasne, że tego meczu już zremisować się nie uda. Nasi walczyli do końca o zmniejszenie rozmiarów porażki (szansę po niezłej akcji miał m.in. Kołodziej, któremu zabrakło trochę szczęścia w polu karnym), ale doliczony czas gry nie przyniósł zmian i musieliśmy przełknąć po raz kolejny gorzką pigułkę w postaci porażki.
Ciężko cokolwiek pisać to takim spotkaniu. Nasz zespół chyba zlekceważył rywala choć z drugiej strony to my byliśmy zdecydowanym faworytem do zwycięstwa. Zabrakło trochę pomysłu pod bramką przeciwnika, choć po wyrównaniu wydawało się, że worek z bramkami się rozwiązał. Niestety tak się nie stało, bo goście wykorzystali swoje okazje i zrobili to na co czekali przez 7 kolejek - zdobyli w końcu 3 punkty i międzyczasie przełamali swoją niemoc na wyjazdach. Szkoda, ale taki jest właśnie urok futbolu w którym faworyt nie zawsze wygrywa. Za tydzień, a dokładnie w sobotę ostatnia kolejka rundy. Jedziemy do lidera z Jaślisk i tam również łatwo nie będzie. Oby tym razem nasza drużyna pokazała się z lepszej strony aniżeli miało to miejsce w dzisiejszym meczu w którym, trzeba przyznać szczerze, "daliśmy ciała".