W niedzielę 7 czerwca LKS Lubatowa rozegrał XX serię gier o mistrzostwo klasy C. Wyjazd do Bóbrki kończy się dla naszej drużyny drugą porażką w rundzie, gdzie tym razem ulegliśmy 2:1.
["info w zakładce "więcej"]
Tydzień wcześniej pierwsza porażka u siebie, a teraz pierwsza przegrana na wyjeździe daje w sumie pasmo niepowodzeń LKS-u już od dwóch spotkań. Początek zawodów nie wskazywał na taki przebieg meczu w Bóbrce, niestety do Lubatowej wróciliśmy na tarczy ulegając miejscowemu Nafciarzowi 2:1.
Do meczu z Bóbrką przystępujemy znów w eksperymentalnym ustawieniu zwłaszcza w defensywie, gdzie trener Zima miał do dyspozycji tylko 2 nominalnych obrońców. Z racji takiego obrotu sprawy, nie pierwszy raz już w tym sezonie, w obronie musiał zagrać Grzesiek Zygmunt oraz debiutant w drużynie seniorskiej Szymek Śliwiński. Mimo sporych roszad i przetasowań na poszczególnych pozycjach, początek spotkania nie wyglądał źle, aktywny był zwłaszcza Śliwiński, który m.in. pokazał kilka ciekawych zagrań. Miejscowi również nie forsowali tempa i widać było, że upalna pogoda nie służyła jednym i jak i drugim. Po kilkunastu minutach stwarzamy sobie dwie bardzo dobre okazje do zdobycia gola. Najpierw pojedynek z bramkarzem w czystej sytuacji przegrywa Maks, a później po sprytnie rozegranym rzucie rożnym dosłownie o centymetry po uderzeniu piłki głową myli się "Gelo". Niewykorzystane sytuacje szybko się zemściły, choć sporo wydaje się dorzucił do tego główny arbiter. Najpierw zagrana piłka w pole karne przechodzi przez nasz blok defensywny, po piłki dochodzi jeden z miejscowych graczy i ratujący sytuację Jarek "powala" go na murawę. Sytuacja na pierwszy rzut oka sporna, ale wydaje się, że przewinienie miało miejsce i rzut karny był słuszny, którego pewnym uderzeniem wykorzystał kapitan Nafciarza. Dosłownie 2, 3 minuty później w polu karnym dochodzi do starcia w którym zarówno Jarek i gracz gości powalczyli o piłkę na tzw. "styku". Na boisko, w skutek walki, padają obydwaj zawodnicy, a sędzia odgwizduje kolejny rzut karny dla gospodarzy. Nasz kapitan opuszcza murawę wobec kontuzji, a miejscowi wykonują "11-tkę". Piłkę świetnie broni Zając, ale dobitka gracza Bóbrki jest skuteczna i w krótkim odstępie czasu mamy 2:0. Do końca pierwszej części gry nie potrafimy stworzyć żadnej konkretnej akcji, nawet stałe fragmenty gry nie przyniosły oczekiwanego rezultatu i do szatni schodzimy z bagażem dwóch goli.
W drugiej połowie musieliśmy postawić wszystko na jedną kartę. Zaatakowaliśmy większą liczbą zawodników, ale gospodarze postawili na defensywę i grę z kontry. Kilka razy mogło być groźnie pod naszą bramką, ale zazwyczaj wszystko kończyło się na obrońcach LKS-u. Pomimo przewagi zawsze czegoś brakowało, albo szwankowało ostanie podanie, albo brak zdecydowania pod bramką Bóbrki. Dwie dobre okazje miał Kasprzycki, który ładnie wbiegł w pole karne, ale za każdym razem oddał zbyt słabe strzały i golkiper miejscowych nie miał problemów z ich obroną. Szczęście mogło się uśmiechnąć do nas po akcji z prawej strony boiska, dośrodkowaniu i strzale "nożycami" Tomka Kani. Niestety nasz napastnik pięknym uderzeniem trafił tylko w spojenie słupka z poprzeczką. Na naszej ławce tylko zawód, bo to chyba właśnie był ten moment w którym powinniśmy strzelić gola. Gospodarze też nie pozostawali dłużni i wykorzystując nasze puste przestrzenie próbowali zamknąć losy meczu trzecią bramką. Byli blisko w końcowej fazie meczu, gdy jeden z ich graczy trafił w poprzeczkę bramki Zająca. W doliczonym czasie gry piłkę z wolnego w pole karne posyła Jarek, ta trafia do Maksa i ten z najbliższej odległości umieszcza ją w siatce, ale do końca spotkania pozostało raptem kilkadziesiąt sekund. Szybko po wznowieniu gry, odbieramy piłkę Nafciarzowi i przeprowadzamy jedną z najładniejszych akcji w meczu. Akcja zaczyna się z prawej strony, tam kilka szybkich wymian na jeden kontakt i piłkę z bocznego sektora wrzuca Kasprzycki. Z futbolówką mija się Kania, ale dopada do niej Maks, przekłada jednego obrońcę i oddaje piekielnie mocne uderzenie. Na ławce wszyscy niemalże widzą piłkę w siatce, ale jak z pod ziemi wyrasta obrońca Bóbrki przyjmując potężny strzał niczym cios boksera w twarz i pada na murawę. Piłkę "zbiera" jeszcze raz Maks próbuje jeszcze raz szczęścia, ale zostaje przewrócony przez jednego z miejscowych graczy. Rozlega się gwizdek arbitra, ale było to tylko oznajmienie wszystkim o zakończonym właśnie spotkaniu. Sędzia główny mógł podobnie jak w przypadku drugiego karnego dla Nafciarza zachować się kontrowersyjnie i podyktować nam "11-tkę", ale tego nie zrobił i niestety przegrywamy 2:1.
Porażki są w kalkulowane w tym sporcie i mówiąc krótko trzeba patrzeć dalej, bo mecz z Bóbrką to już historia. Nie mniej jednak przegrana boli, a rywale nie śpią i cały czas liczą w swój sukces. W przypadku takich wyników jakie widzieliśmy w ostatnią niedzielę, kwestia awansu pozostaje wciąż sprawą otwartą. Aż dziw bierze, że jeszcze w maju nasz zespól miał 9 punktów przewagi nad trzecią w tabeli drużyną, a dziś to tylko raptem 3 punkty, czyli 1 mecz. W naszą drużynę wkradła się ogromna niemoc i na tym etapie rozgrywek pozostaje zależna tylko i wyłącznie od siebie. Do Węglówki jedziemy można rzec z nożem na gardle i musimy tam zdobyć 3 punkty, choć nie będzie to wcale łatwe mimo słabszej postawy tej drużyny na wiosnę. Jeszcze jedna sprawa, przykro patrzy się na chłopaków, którzy w niedzielne upalne wręcz po południe musieli biegać praktycznie całe spotkanie, bo na ławce był brak zmienników. Nie po to stara się cały sezon żeby właśnie w takim momencie odpuszczać ostatnie mecze. Wiadomo kartki, kontuzje, ale jeżeli deklarujemy się pomóc w niedziele drużynie to zróbmy to. Niech najlepszym przykładem będzie nasz kapitan, który tydzień wcześniej zapowiedział, że na meczu nie będzie ze względu na sprawy osobiste, a mimo to zagrał w tym spotkaniu. Aż strach pomyśleć w jakim wówczas ustawieniu zagrała by nasza obrona i jaki byłby wynik meczu.